10 | KORONA EUROPY – Triglav 2864 m

Witajcie włóczykije !
W życiu w wielu kwestiach bywałem beznadziejny, bądź też nie szło mi z czymś najlepiej. Jedną z tych rzeczy z pewnością było pisanie szkolnych wypracowań.
Mam jednak nadzieję, że wybaczycie mi to i w miarę przyjemnie będzie się Wam czytało relacje z mojej nowej alpejskiej przygody 🙂

Kolejnym szczytem jakim udało mi się zdobyć zaliczanym do Korony Gór Europy był Triglav 2864 m najwyższy szczyt Słowenii.
Nazwa ta wiąże się ze średniowiecznymi słowiańskimi wierzeniami, które na wierzchołku góry umiejscowiły siedzibę potężnego Trojana – pogańskiego bóstwa wody, ziemi i podziemi.

Emocje po Zugspitze (2962 m) już dawno zeszły i poszły w zapomniane, ale nie trzeba było długo czekać by na horyzoncie pojawiła się kolejna góra z którą chcieliśmy zapoznać się osobiście 😉 Piszę “chcieliśmy” a do dlatego, że moim towarzyszem podróży był standardowo Wojtek z DalekoJeszcze.
Wczesny czwartkowy poranek dwudziestego drugiego dnia września był dniem kiedy to zaczęliśmy podróż. Do przejechania mieliśmy dużo i nie dużo, bo według nawigacji było to 400 km doliczając przyjazd Wojtka do mnie wychodziło to już ok 650 km w jedna stone, więc sporo. Naszym celem tego dnia było dostanie się do hostelu (📍The best hostel – Prešernova cesta 41a, 4260 Bled, Słowenia). Jeśli ktoś nie ma wygórowanych oczekiwań to śmiało mogę polecić. Zaletą tego miejsca jest cena, a hostel jest chyba najtańsza opcją w okolicy (60€ za dwie osoby). Sama okolica bardzo przyjemna i położona blisko jeziora Bled. Osobom, które interesują się tematyką fotograficzną nie muszę chyba przedstawiać co to za jezioro i co tam się znajduje A tym, którzy nie wiedzą – jest to najpiękniejsze i najsłynniejsze jezioro Słowenii, prawdziwa perełka turystyczna i wizytówka kraju. Natomiast na środku jeziora znajduje się chętnie uchwytywany fotograficznie przez ludzi kościółek Maryi Wspomożycielki. Wieczór spędziliśmy właśnie w tym miejscu by z rana zacząć główny cel naszego przyjazdu. Drugiego dnia naszym kierunkiem tym razem był parking przy Aljažev dom v Vratih, To właśnie stąd postanowiliśmy zdobyć najwyższy szczyt kraju. Dla zainteresowanych koszt parkingu za dwa dni to 6€. Droga szlakiem (Tominškova Pot) mijała nam bardzo dobrze, pogoda i humory dopisywały, a ku naszemu zdziwieniu na szlaku ( jak i póżniej okazało się w schronisku ) dało się spotkać wielu Polaków, którzy mieli podobne aspiracje na ten czas. Planowo mieliśmy zdobyć szczyt tego samego dnia zdążając jednoczenie na zachód słońca, ale niestety się nie udało. Liczne nagrywki na trasie, robienie zdjęć i częściowe zmęczenie sprawiły, że zameldowaliśmy się w schronisku (Triglavski dom na Kredaricy) po godzinie 18 i zwyczajnie nie zdążylibyśmy z wejściem na szczyt. Postanowiliśmy więc, że zaatakujemy szczyt z samego rana, gdyż wiele osób mówiło o załamaniu się pogody po godzinie 11, a przewodnicy z grupami odradzali wejścia z powodu śliskich skał i lodu, który miejscami zalegał na drodze na szczyt. Kolejnego dnia od bardzo wczesnych godzin porannych było spore poruszenie w schronisku, gdyż każdy chciał zdąrzyć z wejściem i bezpiecznym zejściem. My również po szybkim obejrzeniu wschodu słońca, postanowiliśmy ruszyć bliżej nieba. Sama droga na szczyt nie jest w niczym trudna. Od parkingu na sam szczyt jest BARDZO dobrze zabezpieczona różnymi pomocami dla przeciętnego Kowalskiego. Po 1.5 godzinie wspinaczki zameldowaliśmy się na Triglavie. Zrobiliśmy szybkie pamiątkowe zdjęcia i po krótkim czasie zeszliśmy do schroniska, by zjeść śniadanie. Po uzupełnieniu energii, czekał nas powrót do samochodu. Przy zejściu nie pomagała nam pogoda, która oczywiście sprawdziła się z zapowiedzi. I z pięknego wschodu słońca, przejrzystej pogody na szczycie, nadszedł mordor… Mocny wiatr, temperatura spadła momentalnie chyba o kilkanaście stopni i była kiepska widoczność. Po dotarciu do szlako wskazu mieliśmy do wyboru dwie trasy (Tominškova Pot) i (čez Prag). Zdecydowaliśmy się na urozmaicenie i wybraliśmy drugą opcję, która prowadziła stromo w dół. Po 4,5 godzinach “marszu” zameldowałem się przy samochodzie z kolejnym założonym sobie życiowym celem. Moja nowa alpejska podróż została zakończona, został powrót do domu. Będąc pierwszy raz w Słowenii już wiem czemu w nazwie sLOVEnia jest nazwa LOVE, można się w niej zakochać.

“Oficjalnie” jest to mój drugi szczyt z Korony Europy poświecony wyjątkowej osobie.

A po głowie chodzi już kolejny szczyt, kolejny kraj…
Acta non verba – Czyny nie słowa